mariam.ge

photography by Mariam Sitchinava
more on mariam.ge 
Zapierdol: MODE ON. Chyba się obudziłam z mglistej drzemki tego tygodnia. Zamiast zapierdalać od samego początku, to dałam się ogarnąć tym smętnym wiatrom i deszczowym melodiom oraz swojskim szumom kaloryferów i ciepełkiem chsa. I jak zwykle panika weekendowa. Agrh!!! Swoją drogą, szkoda/nie szkoda, że nie ma innego słowa na ten ogólny moduł nad-działalności, jaką nasze organizmy podejmują w momentach bez tylnego wyjścia. Nic to, zemby i wyro. Jutro kolejny maraton naukowy.

a tak w ogóle to tylko 103 godziny zostały do tuptania z niecierpliwości na arrivals :D luby is coming home!
When your mind's made up
When your mind's made up
There's no point trying to change it
When your mind's made up
When your mind's made up
There's no point trying to stop it
There's no point trying to fight it

So, if you ever want something
And you call, call
Then I'll come running.


zdjęcie: Piotr Lewandowski.
Albo nic, albo wszystko naraz. Cisza na horyzoncie. I nagle huragan wieści. Rozsypaliśmy puzzle, ale żadne kawałki się nie pogubiły, zbieramy je razem, i może już pod koniec przyszłego tygodnia ułożymy nowy rozdział naszej wspólnej działalności.

indian summer

Rano: oszronione pola, gęste mgły i wielkie pomarańczowe słońce.
Późno po południu: kaskady babiego lata falujące między pniami drzew i trawą oświetlone złocistym blaskiem promieni. Kojący spokój bigosowego lasku.

Ziarenkiem piasku pod wzrokiem fakira
Nikły, jesienny wieczór w drzewo rośnie -
Pajęczynowe listeczki ma w kirach
Pokręcone, poplątane żałośnie.

Wolno konary rozpręża szerokie,
Ryże ścierniska w cień gałęzi wgarnia -
Chwyta, objęła już niskie obłoki
Zbita korona popielato-czarna.

Ssie, ssie, pochłania półblask, światłość chorą,
Powiewa liści szumiącą żałobą -
Zniknęło niebo, nie ma pól, dróg, borów -
Tylko on, wieczór, olbrzymi baobab.

A nad wąwozem, gdzie gałęzie ścieśnił,
I gdzie nurt nocy strumieniem pomyka,
Grają tęsknotą swej ostatniej pieśni
Świerszcze, słowiki smutne października.

                                   Maria Czerkawska, 1928

going to bed wondering if winter come early this year

z okazji powrotu na łono kraju.
Dość łatwo jest wytrzymać w niszczącej duszę pracy. Przynajmniej nie trzeba dokonywać wyboru. Ale jak mogłam dłużej prowadzić takie życie? Łatwość to bagno. Cholera, łatwość to śmierć.
- Julie Powell 'Rok niebezpiecznego gotowania'
Nie zostanę ziemniakiem, nie będę się ograniczać, wezmę udział w czymś, co nie jest łatwe, lecz jest proste. Gdyby nie było, to bym nie zdała tego wstępnego takim lekkim dydem. Meble przestawione, turkusowe ściany te same, ale pokój jak nowy. Wszyscy pomagali. Stare śmieci na makulaturę lecą z hukiem. Licealne dzienniki 2002-2003 zamienią się w ekologiczne bo recyclingowe okładki do nowych dzienników. Oby w tych nowych nikt nie wypisywał takich bzdur jak ja wtedy. Pozbywanie się tego wszystkiego to taki peeling duszy, serca i mózgu. Oczyszczanie wewnętrznych tkanek, przygotowanie na nowe.

Jutro pierwsza lekcja francuskiego. 

but there's no place like London

Jednodniowe pobyty w tym mieście zawsze mnie lekko rozstrajają. Wybijają z rytmu. I choć tym razem wyjazd był zupełnie niezaplanowany, akurat ten weekend był wypełniony fanami Muse (denerwowali nas w tych koszulkach, nie ukrywam), i osobiście rozkład dnia byłby inny gdybym mogła decydować, to i tak... there's no place like London. kocham metro. kocham te rozwalone, straszne korytarze pełne ludzi i wiatru zrywającego się znikąd. pełne przypadkowej jazzowej muzyki. i ta ekscytująca myśl, że w tym tłumie minie znana skądś twarz. i tylko szkoda, że nie udało się zawitać do Kensington Gardens i pójść śladami ostatniej płyty Kuli Shaker. ale udało mi się dorwać nową torbę od bardzo uroczej pani artystki.
                                                                                                        do następnego razu...

pomarańcze w tornistrze

nowy rozdział. nie wiem czy zaczyna się już dziś, bo to ostatni dzień w pracy. czy już się zaczął jakiś czas temu, gdy znaleźliśmy pokój w nowym mieście, czy może jeszcze wcześniej, gdy on dostał ofertę nowej pracy. czy tak naprawdę dopiero się zacznie za tydzień, gdy już będziemy TAM. w każdym bądź razie, mam dziwną mieszankę entuzjastyczno-sentymentalną... bo już przywykłam do naszej małej rutyny tu, a jednocześnie tak bardzo chciałam się z niej wyrwać, wyruszyć na poszukiwanie nowych smaków. i tak, pierwszą nieuniknioną konsekwencją jest konieczność spakowania. a że takowa budzi odruchy wymiotne, to już czasem wolałabym być nomadem, wyzbyć się tej materialistycznej potrzeby gromadzenia wokół siebie i zapełniania przestrzeni klunkrami. w ramach ich redukcji najbliższe dni wypełnione będą po brzegi destrukcją i pozbywaniem się. i tak dochodzę do sedna tej wypowiedzi. opuszczając kraj te długie kilka lat temu na rzecz Wysp Brytyjskich, zabrałam ze sobą wiele dziwnych rzeczy. i tak wczoraj natknęłam się na kilkanaście magazynowych kartek połączonych uroczo zszywką, z okładką Wysokich Obcasów z soboty, 13 kwietnia 2002, na której to koło napisu "Pomarańcze w tornistrze" jest machająca brązowymi dreadami Kasia Nosowska. a te kartki to cała kolekcja jej felietonów publikowanych lata świetlne temu w ....Filipince. I prawda jest jedyna, nie mogę się z nimi rozstać. Nie mam serca ich wyrzucić.

Remember, spring swaps snow for leaves

nadal mnie nie ma. zniknęłam sobie w marcowej norce, bo nic, ale to nic nie było na tyle interesujące, by z niej wyjść. przespałam cały ranek zawinięta w kołdrę jak w naleśnik rozkoszując się prywatną mini strefą ciepła w zimnej sypialni. ale słońce jest wredne. czuję, jak bardzo, bardzo mocno ma dosyć tej niezdecydowanej pogody, i tego szalonego deszczu, i chce dać kopa. takiego prawdziwego mocnego kopa. czuję, że NAGLE wszystko rozkwitnie, wszystko się rozbudzi. już widziałam wychylające ze skostniałych gałęzi listki, widziałam małe robaczki tu i tam, ale to wszystko takie nieśmiałe. mam nadzieję, że to samo słońce będzie towarzyszyć mi w porannym locie w sobotę. tak jak nienawidzę lotnisk, tak uwielbiam już być w górze. szczególnie bardzo rano, bo lądowanie po dwóch godzinach, i zostaje cały długi dzień w nowym-starym miejscu. powietrze pachnie już trochę inaczej. nagle uderza mnie to samo uczucie, co kiedyś. w innym mieszkaniu. musiałam się skupić i zastanowić czy to też było w tym mieście. a jednak tak. w pierwszym, zawsze ciepłym pokoju, który małym oknem wchłaniał całą energię słoneczną. uwielbiałam to okno.

nadal wybucham niekontrolowanym płaczem.
nadzieja, którą pokładam w tej wiośnie, przekracza ludzkie pojęcie. 

[ są zwiastunami tej wiosny. razem z banjo.]

notka

Cherish your solitude
Take trains by yourself to places you have never been
Sleep out alone under the stars
Go so far away that you stop being afraid of not coming back
Say no when you don’t want to do something
Say yes if your instincts are strong, even if everyone around you disagrees
Decide whether you want to be liked or admired
Decide if fitting in is more important than finding out what you’re doing here
- Eve Ensler "I am an Emotional Creature".

If you listen closely.


czyli Mimi wo Sumaseba. Z przepiękną piosenką przewodnią 'Take me Home, country roads' napisaną przez Johna Denvera, Billa Danoffa i Taffy Nivert. Chyba każdy obraz Studia Ghibli będzie mnie już zawsze doprowadzał do łez albo na granice emocjonalnej wytrzymałości, bo zawsze daje tą nadzieję, że nie wszystko jest szare, nijakie i płaskie. Zawsze gdzieś jest tęcza, niespodziewany wiatr śpiewający na liściach, kot podróżujący metrem, albo wschód słońca po nieprzespanej nocy. Albo figurka Barona, który świeci zielonymi oczami i pozwala obudzić się wyobraźni. Jestem na siebie zła, że nie miałam bardzo dokładnego planu na życie jakieś dwa lata temu. To nie jest wielka złość, bardziej już melancholijny smutek. Zamiast zamienić marzenia w rzeczywistość i uparcie dążyć do ich realizacji, pozwoliłam jakoś bezwiednie wmówić sama sobie, że mam inne zainteresowania, i że rozwijanie ich ma jakąś przyszłość. Może ma, tego jeszcze nie wiem, może się przekonam, że studia magisterskie, które nadal lewitują gdzieś w czasoprzestrzeni jako nieoficjalnie ukończone (NIENAWIDZĘ INSTYTUCJI!) miały jakiś sens w tworzeniu mojej zawodowej przyszłości. Aktualnie jakoś w to wątpię i pluję sobie, bezsensu, w brodę, że nie poszłam na literaturę dziecięcą. To był przecież dobry pomysł. Podejrzewam, że nawet taki, który by zaowocował ambicjami na zostanie na doktoracie. Jednakże, mimo że codzienność wydaje się przeciekać przez palce jak codziennie roztapiający się prowizoryczny śnieg na wyspach brytyjskich, to w tej codzienności pozwalam pojawiać się Shizuku, która też nie widzi sensu a potem go znajduje, mimo że jest dopiero w podstawówce. Albo Johnowi Cage'owi, który gwiżdżąc przez nos pozwala mi się śmiać samej ze sobą.

Znowu mam milion pomysłów w głowie i nie wiem za co się najpierw zabrać. Tym samym, znowu mogę nie skończyć tego, co już zaczęłam. W sobotę idę na polowanie do antykwariaciku na Mansfield Road.





 


 

i believe in gentle harmony...

także 9 marca wędrujemy na Passion Pit :D

floral craze

początek lutego, a zewsząd atakuje wiosna. okulary przeciwsłoneczne w stupiędziesięciu rodzajach. a potem, dosłownie wszystkie w wszechobecne kwiatuchy. kwiecie, kwiecie, kwiecie. liczę na to, że zanim zacznę się ubierać się w kwiecie, to angliczanki już przestaną, bo już wyjdzie z mody (wiosennej w zimie).

miss selfridge





 

a h&m wydrukował moją ukochaną okładkę na koszulce:
już wiem w czym będę chodzić caaałe lato.

pierwsza torba.

gotowa. jutro zabieram się za następną. prawdopodobieństwo, że na kolejny rzut idzie kultowy tekst Placków w 1900-wiecznej czcionce: wielkie.

 
  
  
 

wszędzie biało...

... tylko nie tam gdzie trzeba. niech jeszcze raz zasypie ten porypany kraj, zatka ulice, zamknie ludzi, niech się uspokoją i zostaną w domach, pijąc gorącą herbatę. tak ma być. bo niby co to za zima, co mnie omija.

by Anna Inghardt

late friday treasures

wracam z kolejnych wirtualnych zakupów.....

Luxe Deluxe

coś a'la Frida Kahlo..



coś na wywołanie wiosny..



sora designs



a perfect Monday evening

Warmth. Dinner. Him.


and some tea…


…and some carrot cake…


…and a book…


...and some embroidering... 

naaaajs ;)

ps: ruszyłam z projektem torby. na pierwszy ogień poszło Passion Pit i ich ' let your love grow tall'... może skończę do końca tego tygodnia.!

some sunday cuteness

  1. Portfele z Poketo! :





 
2.  Ten obrazek od Bam Bam Ink :




3. Ciachutkowe Ptaszyny:




poza tym dziś powstała (i została skonsumowana) pyszna zupa rosołowo-krupnikowa, a esej jest w stadium końcowym. i ciągle pada śnieg nad tym zapyziałym krajem :) bardzo mnie to cieszy mimo marznięcia i siedzenia w trzech swetrach. 





sleepyhead

piękny słoneczny zimowy dzień. a mogłabym przespać nawet trzęsienie ziemi dzisiaj. plany na aktywne przedpołudnia zagubiły się gdzieś między fałdami pościeli. jakieś niezidentyfikowane poczucie obowiązku wywala mnie z łóżka, bo praca, która i tak jest 4-godzinnym marnowaniem mojego cennego czasu. choć generalnie, jakby mnie ktoś ostatnio spytał, co robię w życiu, to by była właśnie moja odpowiedź. zajmuję się marnowaniem czasu. na różne sposoby. lecz udręki czas dobiega końca. jeszcze tylko weekend męczenia buły. a potem te senne przedpołudnia będą musiały ulec kasacji, bo kiedy jak nie wtedy mam realizować ten sporządzony pieczołowicie plan? a do listy dopisuję kolejny punkt:

  • change my hair colour

pytanie tylko brzmi NA JAKI?!? bo muszę już, muszę, tak lubię ten strawberry blond, powiedzmy, ale już konieczna jest zmiana. oglądam zdjęcia tych wszystkich ładnych pań z długimi kręconymi włosami i staram się dopasować….





 


 

my New Year will start after the next Monday.

List of things to do after this week:

  • hand in my essay. early in the morning.
  • have a delicious dinner in the evening. and a drink.
  • clean the apartment.
  • sort out the clothes (clean/dirty/for charity).
  • take out the trash before going to work.
  • clean the dishes.
  • clean clean clean.
  • burn a CD with movies for Tusia.
  • write postcards for postcrossing.
  • send them the same day as well.
  • take pictures of the received postcards and post them on site.
  • take the books I don't want to charity shop.
  • write letters to friends I've been neglecting.
  • build my new beading machine.
  • look for good recipes and cook something new.
  • have an idea for dinner for everyday in advance.
  • bake during the weekend.
  • sort out the pictures on my computer.
  • select the ones for craft projects.
  • write down any crafty ideas. into a notebook.
  • continue with the parrot embroidery.
  • bake a carrot cake.
  • make a delicious latte with syrups.
  • finish the books I'm reading since a long time.
  • read the Pani magazines.
  • listen to new music. and review it to someone.
  • watch the movies on my computer.
  • take better care of my hands and nails. keep them groomed. like a lady should.
  • don't spend all day online. go out, search, discover. browse.
  • take more pictures. learn how to use a camera.
  • take some overtime at work and save money.
  • research healthy living recipes, so we have a healthy lunches and not too-late-and-too-fatty dinners.
  • sort out the beads and threads


     

    .....to be continued.


     

    od razu mi lepiej.

    od razu wiecej motywacyji.

    a teraz back to pisu pisu pisu.