pomarańcze w tornistrze

nowy rozdział. nie wiem czy zaczyna się już dziś, bo to ostatni dzień w pracy. czy już się zaczął jakiś czas temu, gdy znaleźliśmy pokój w nowym mieście, czy może jeszcze wcześniej, gdy on dostał ofertę nowej pracy. czy tak naprawdę dopiero się zacznie za tydzień, gdy już będziemy TAM. w każdym bądź razie, mam dziwną mieszankę entuzjastyczno-sentymentalną... bo już przywykłam do naszej małej rutyny tu, a jednocześnie tak bardzo chciałam się z niej wyrwać, wyruszyć na poszukiwanie nowych smaków. i tak, pierwszą nieuniknioną konsekwencją jest konieczność spakowania. a że takowa budzi odruchy wymiotne, to już czasem wolałabym być nomadem, wyzbyć się tej materialistycznej potrzeby gromadzenia wokół siebie i zapełniania przestrzeni klunkrami. w ramach ich redukcji najbliższe dni wypełnione będą po brzegi destrukcją i pozbywaniem się. i tak dochodzę do sedna tej wypowiedzi. opuszczając kraj te długie kilka lat temu na rzecz Wysp Brytyjskich, zabrałam ze sobą wiele dziwnych rzeczy. i tak wczoraj natknęłam się na kilkanaście magazynowych kartek połączonych uroczo zszywką, z okładką Wysokich Obcasów z soboty, 13 kwietnia 2002, na której to koło napisu "Pomarańcze w tornistrze" jest machająca brązowymi dreadami Kasia Nosowska. a te kartki to cała kolekcja jej felietonów publikowanych lata świetlne temu w ....Filipince. I prawda jest jedyna, nie mogę się z nimi rozstać. Nie mam serca ich wyrzucić.