indian summer

Rano: oszronione pola, gęste mgły i wielkie pomarańczowe słońce.
Późno po południu: kaskady babiego lata falujące między pniami drzew i trawą oświetlone złocistym blaskiem promieni. Kojący spokój bigosowego lasku.

Ziarenkiem piasku pod wzrokiem fakira
Nikły, jesienny wieczór w drzewo rośnie -
Pajęczynowe listeczki ma w kirach
Pokręcone, poplątane żałośnie.

Wolno konary rozpręża szerokie,
Ryże ścierniska w cień gałęzi wgarnia -
Chwyta, objęła już niskie obłoki
Zbita korona popielato-czarna.

Ssie, ssie, pochłania półblask, światłość chorą,
Powiewa liści szumiącą żałobą -
Zniknęło niebo, nie ma pól, dróg, borów -
Tylko on, wieczór, olbrzymi baobab.

A nad wąwozem, gdzie gałęzie ścieśnił,
I gdzie nurt nocy strumieniem pomyka,
Grają tęsknotą swej ostatniej pieśni
Świerszcze, słowiki smutne października.

                                   Maria Czerkawska, 1928

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz